Wrażenia z Pucharu Świata w Budapeszcie

23 października, 2016 @ 8:29

W dniach 11 – 16 października 2016 roku nasz skromny klub Taewo wziął udział w największym w historii turnieju Taekwon-do ITF . W tegorocznym Pucharze Świata wzięło udział 236 klubów, reprezentowanych przez 1852 zawodników z 58 państw.

Klub Taewo liczył 5 zawodników i 2 zawodniczki, 2 trenerów i 4 rodziców towarzyszących.

Ale zacznijmy od początku…

10.10 w poniedziałek o godz. 1:45 w nocy (no w sumie to już był wtorek) wszyscy zawodnicy stawili się na zbiórce a autokar przyjechał punktualnie. Podróż była bardzo długa i mecząca w full wypchanym autokarze.  Najpierw jechaliśmy przez pół Polski (Mińsk Mazowiecki, Radzyń Podlaski, Lublin, Lubartów, Kraśnik) następnie przez Słowację no i Węgry. Na szczęście po drodze nie było żadnych „przygód”. Nikogo nie zgubiliśmy, gumy w kole nie złapaliśmy, na granicy też nas nie zatrzymali więc było ok.

Po 15 godzinnej podróży do celu dotarliśmy ok. godz. 17:30 – prosto na halę. Tam się zarejestrowaliśmy, otrzymaliśmy karty ID i poszliśmy na wagę. Jeden z naszych zawodników mimo prawie dwugodzinnego zrzucania wagi nadal ważył o 400 gram za dużo i nie został dopuszczony do walk. Na pocieszenie zostały mu konkurencje układów i technik specjalnych.

W tym czasie reszta klubu z trenerką Panią Pauliną pojechała do hotelu. Tam się zakwaterowali na 11 piętrze jednak z warunków byliśmy niezadowoleni w porównaniu z Pucharem Europy, na którym byliśmy 2 lata temu. Warunki mieszkalne były w bardzo średnim standardzie – hotel 3 gwiazdkowy (jakieś lata 90-te),  słabe wyżywienie bo przez 6 dni to samo , mało urozmaicone śniadanie. Miejsce w którym mieszkaliśmy też nie było ciekawe bo daleko do centrum i hali. Po zakwaterowaniu głodni jak wilki poszliśmy szukać czegoś do jedzenia. Do McDonalda szliśmy ale nie doszliśmy bo było za daleko. Mieliśmy do wyboru po drodze chińszczyznę, pizzerię lub kebaba. Wybraliśmy (choć z wielką obawą)  kebaba, który okazał się bardzo „spicy” i już mieliśmy dość. Wróciliśmy do pokoi hotelowych. Po chwili taksówką przyjechał trener z Maćkiem i Grzegorzem . Dzień zakończyliśmy zebraniem z nastawieniem bojowym na następny dzień.

Dzień drugi i kolejne to już zawody na hali. Hala ogromna – 12 mat/ringów  (gdzie u nas przeważnie są 3-4). Pierwsze były układy następnie walki i na koniec  techniki specjalne i testy siły. W układach nie udało nam się wywalczyć żadnego medalu choć co niektórzy byli blisko. W walkach zdobyliśmy 1 srebrny medal (Grzegorz Kraszewski) i 2 brązowe (Mateusz Mróz i Agata Rudzińska). Adam Stefaniak odpadł w walce o brązowy medal. Kuba Kołodziejak wygrał 3 walki a w czwartej odpadł tuż pod podium (na pocieszenie jego pogromca wygrał kategorię). Ania Pentz  przegrała jednym punktem z Argentynką w pierwszej walce ale po bardzo ambitnym i długim pojedynku bo po dwóch dogrywkach. Bartek Ciepłota odważnie walczył ale również odpadł w pierwszej walce.  Trzeciego dnia Adam Stefaniak wywalczył złoty medal w technikach specjalnych gdzie jako jedyny z 32 zawodników za pierwszym razem zaliczył dwie techniki zdobywając 6 punktów. „Skoki życia” oddał też Maciek Gąsiorowski co zakwalifikowało go do dogrywki o 3 miejsce jednak ostatecznie zajął 11  miejsce.  Żal Kuby Kołodziejaka gdyż sędziowie go skrzywdzili dając mu za skok tylko 1 punkt gdzie ewidentnie deska odchyliła się z 3 punkty.

Nie mieliśmy zawodników obsadzonych w konkurencji układów i walk drużynowych, walk tradycyjnych i testów siły wówczas chodziliśmy na pobliski bazarek zjeść obiad – mieliśmy do wyboru chińszczyznę, pizzę lub kebaba. Kebaba już nikt nie chciał więc codziennie na obiad jedliśmy „chińczyka”, który był szybki, tani i do przełknięcia a wieczorem pizza na kolację i tak przez 5 dni.

Ostatniego dnia – w niedzielę – tuż przed wyjazdem do Polski wybraliśmy się na wycieczkę. Mieliśmy jechać metrem ale akurat tego dnia metro było serwisowane i było zamknięte więc musieliśmy jechać (na gapę bo tak nam poradził tubylec) zapchanym autobusem jak w warszawie w godzinach szczytu. Dojechaliśmy do przystanku Lajosa Kossutha  gdzie wysiedliśmy i byliśmy już przy samym Parlamencie gdzie zrobiliśmy sobie zdjęcia ze wszystkich jego stron ( bo trener Ewaryst jest fanem zdjęć 😉  Wtedy znajdowaliśmy się po stronie „Peszt” a następnie mostem Św. Małgorzaty (z widokiem na wyspę Św. Małgorzaty) przeszliśmy na drugą stronę Dunaju – „Buda”.  Wracaliśmy mostem Łańcuchowym, z którego mieliśmy  piękny widok  na Parlament,  Górę Gellerta i Dunaj.

Niestety oceniając miejsca które zdołaliśmy zobaczyć podczas naszego pobytu na Węgrzech  porównujemy je do Polski z lat 80-90tych. Budapeszt brudny, zaniedbany, pełen Cyganów i Rumunów, bezdomnych ludzi na ulicach, autobusy „Ikarusy”, zabytkowe tramwaje, zakratowane okna budynków do ostatnich pięter  no i dominacja mało eleganckich i niezbyt czystych fast food’owych restauracji: kebeb, pizza, chińczyk. Pod koniec wycieczki wstąpiliśmy do naprawdę fajnego baru z aranżacją i klimatem sportowych lat 60-70-tych (wreszcie inny niż do tej pory). Każdy zjadł coś dobrego i udaliśmy się na powrotny autobus. Autokar do Polski już czekał na nas przy hali. Wsiedliśmy, zajęliśmy miejsca. Droga powrotna była jak zwykle krótsza ale równie ciężka – w Warszawie byliśmy  w poniedziałek wczesnym rankiem o 4.30

Przez cały ten czas humory nam dopisywały. Fajna atmosfera, bogate doświadczenie,  4 medale – wyjazd zaliczamy do udanych!!!

Zawsze może być lepiej dlatego treningu ciąg dalszy… Następny Puchar Świata jest w Australii !!!

Będzie się działo…